Blog

Państwo opiekuńcze i jego ciemna strona

Brzmi podobnie, a zupełnie się od siebie różni. Zasada pomocniczości – dobra i chwalebna idea – mylona bywa z demoralizującym państwem opiekuńczym. To pierwsze związane jest z katolicką nauką społeczną. To drugie – z socjalizmem i totalitaryzmami. Zasada pomocniczości ma dwa aspekty: negatywny i pozytywny.

Zasada pomocniczości

Aspekt negatywny oznacza, że należy nie ingerować w sprawy mniejszych społeczności, jeśli są one w stanie samodzielnie sobie z nimi poradzić. Ta strona medalu z pewnością podoba się środowiskom wolnościowym. Jeśli np. mieszkańcy gminy wiedzą, że potrzebują drogi na jakimś odcinku, władze wojewódzkie czy też państwowe (poza ewentualnym sprawdzeniem, czy nie koliduje to z innymi, rzeczywiście istotnymi planami) nie powinny się w to wtrącać. Sznur autonomii ciągnie się w dół aż do rodziny – podstawowej komórki społecznej, której autonomię powinien szanować każdy sprawiedliwy ustrój.

Nie ma jednak na tej ziemi raju dla skrajnych liberałów. Zasada pomocniczości ma także aspekt pozytywny, czyli zezwalający większym społecznościom na ingerencję wobec wspólnot mniejszych. Jeżeli w jakimś rejonie szerzy się bezprawie – wyższe społeczności powinny podjąć interwencję. Ogólne rozwiązanie kwestii medycznych, edukacyjnych i wojskowych – należy do wspólnoty wyższej.

W skrócie mówiąc i łącząc obydwa te aspekty, można powiedzieć, że zasada pomocniczości zezwala, a nawet niekiedy nakazuje interwencję państwa, jeśli rzeczywiście jest ona konieczna. Regułą natomiast powinno być pozostawienie wolności i autonomii wszędzie tam, gdzie byłoby to możliwe i bez szkody dla pozostałych. Co prawda wielu duchownych bardziej skupiłoby się na tym aspekcie pozytywnym, niemniej wychowywali się oni w innych czasach i nie rozumieją do końca, jak mocno zmienił się świat i ile potrafią dokonać małe grupy ludzi bez żadnej państwowej pomocy. Poniekąd należałoby wykazać tutaj zrozumienie przy tłumaczeniu im, jak to wygląda naprawdę, ale stanowczo należy podkreślać, że Kościół uczy wolności.

Państwo opiekuńcze

Państwo opiekuńcze nie pozostawia za bardzo wolności. Właściwszym określeniem byłoby raczej „państwo wścibskie”. Wtrynia się gdzie się da: w kwestię wychowania dzieci przez rodziców, decydowanie poprzez licencje, kto może wykonywać jakiś zawód, jakie postawy są dobre, a jakie złe, samodzielnie decyduje, czy mieszkańcy małego rejonu potrzebują drogi czy nie, etc.

Oczywiście, istnieje „opieka”. Natomiast zwrócenie uwagi, że „opieka” jest nieefektywna i często skierowana nie tam, gdzie powinna iść faktycznie, to… działanie przeciwko społeczeństwu. Z pewnością.

Pułapka socjalna

Zasada pomocniczości dostrzega tzw. „pułapkę socjalną”, przed którą ostrzegają także papieże w katolickiej nauce społecznej. Otóż w razie pomocy powinno się pomóc doraźnie. Jak mówi przysłowie, nie karmić cały czas rybami, tylko dać wędkę i nauczyć łowić.

W sytuacji np. kataklizmu czy wypadku należy oczywiście zapewnić podstawowe artykuły do życia, takie jak: żywność, odzież, artykuły higieniczne i dach nad głową. Jednak oczekiwanie, że ma to trwać szczególnie długo, jest błędne i zwyczajnie roszczeniowe. Społeczeństwo ma obowiązek pomóc, nie utrzymywać.

Pomoc powinna być dla samopomocy. Uzależnienie człowieka czy społeczności od pomocy jest szkodliwe – prowadzi do promocji mierności, bezradności i oczekiwania na pomoc. Nikt nie ma obowiązku dorzucać się na utrzymywanie leniów, cwaniaków i nierobów. Mamy natomiast obowiązek pomóc ludziom po katastrofach. Dobrym przykładem jest północno-zachodnia Polska po wichurach. Tam bezdyskusyjnie należało wysłać pomoc i wesprzeć mieszkańców. Jeśliby jednak pomoc zaczęła trwać zbyt długi czas (chociażby ze względu na ładunek medialny wykorzystywany przez polityków do prowadzenia kampanii), byłoby to po prostu niesprawiedliwe oraz szkodliwe.

Sprawa klarowna. Wystarczy rozróżniać „opiekuńczość” od pomocy koniecznej. Żadna bowiem opieka – choćby najlepsza – nie będzie dobra, jeśli będzie się ją wpychać do gardła kijem.

Mogą Ci się spodobać

Dodaj komentarz