Blog

Recenzja filmu Zawód Reżyser

Haneke stwierdza, że opowiadane przez niego historie są mu bliskie i że przedstawia on to, co jest mu znane. Rozumiem to jako aluzję do różnych obsesji, lęków oraz ich stałych  przedstawień (obrazów-wizerunków), które w historii kultury powracają i regularnie się powtarzają. Gest artystyczny (twórczość) obłaskawia je, pomaga sobie z nimi radzić.

Na ekrany kin wchodzi film Yvesa Montmayeura Michael Haneke. Zawód: reżyser. Twórca Miłości wydaje się personą bardzo tajemniczą. Siwe włosy oraz szpiczasta broda są ważnymi atrybutami reżysera. Taki zarost nazywany przez znawców „brodą księcia Jana”, może charakteryzować człowieka dominującego, skupionego na własnych ideałach. Haneke ma poważną twarz o szlachetnych rysach, co również może wskazywać na określone cechy osobowości. Taka powierzchowność razem z charakterystyczną twórczością jest podwaliną legendy reżysera. Ubiera się go w szaty mędrca, filozofa współczesnych czasów. Filmy Hanekego są trudne, bardzo często pozbawiają widzów złudzeń na przykład w kwestii ich uczestnictwa w kulturze przemocy. Taki a nie inny charakter tych obrazów można by tłumaczyć specyficznym wizerunkiem reżysera. Byłoby to jednak zbyt wielkie uproszczenie, które opierałoby się na zakończeniu interpretacji w miejscu wyznaczonym przez twórcę. Dialog nie zostałby podjęty.

Dokument Montmayeura burzy jednak ten wizerunek. Haneke wspomina w filmie, że jest tym, na którego przerzucany jest ciężar interpretacji. Nie godzi się jednak, aby widz oglądał wydarzenia pokazane na ekranie jedynie przez pryzmat osoby reżysera. Nie jest tak – jak twierdzi – że jeżeli twórca pokazuje na ekranie śmierć dzieci i przemoc wobec nich to znaczy, że matka go nie kochała. Otóż dzieci cierpią oraz spotyka ich śmierć – bo taka jest rzeczywistość. Haneke dodaje, że szuka prawdy, ale – paradoksalnie – zdaje sobie sprawę, że prawd jest wiele. Na tej samej zasadzie stara się tworzyć kino piękne, czyli realistyczne. Jeżeli kino jest najbliżej rzeczywistości, to warunkiem piękna i estetyzmu jest najwierniejsze odzwierciedlenie prawdziwego świata. Z takimi przemyśleniami mamy do czynienia podczas całego seansu. Sympatyczny i zrelaksowany reżyser czasem ukazywany jest jako osoba dominująca na planie filmowym, a przez swoich współpracowników nazwany jest perfekcjonistą, który wie czego chce i z którym doskonale się współpracuje. Uśmiechnięty erudyta, który ma świetny kontakt ze swoimi aktorami – nie takiego Hanekego sobie wyobrażaliśmy!

Sceny pokazujące Hanekego podczas pracy oraz w trakcie rozmowy przeplatane są fragmentami z jego filmów. Wycinki te są jednak scenami kulminacyjnymi poszczególnych dzieł, zwykle ukazującymi przemoc – są wyrwane z kontekstu i jako takie nie wnoszą nic do dokumentu o samym reżyserze. Z jednej strony analizowana jest jego twórczość, z drugiej wydaje się, że Montmayeur spodziewał się dotrzeć do jakiejś mrocznej historii z życia Hanekego, a ponieważ się to nie udało, zrekompensował to sobie sięgając po najbrutalniejsze sceny z twórczości bohatera swojego dokumentu. Montaż oparty na takim kontraście –  sceny o samym Hanekem przeplatane z ujęciami z jego filmów – nie wnosi za wiele, może poza tym, że przedstawia reżysera w innym świetle.

Dzięki filmowi Montmayeura mit o swoistej nieprzystępności Michaela Hanekego zostaje obalony. Nie dowiadujemy się przy tym za dużo o prywatnym życiu reżysera. W pewnym momencie Haneke stwierdza jednak, że opowiadane przez niego historie są mu bliskie i że przedstawia on to, co jest mu znane. Jednak słowo „znane” wcale nie musi oznaczać, że filmowe fabuły, które tworzy, są oparte na jego własnym, osobistym doświadczeniu. Rozumiem to jako aluzję do różnych obsesji, lęków oraz ich stałych  przedstawień (obrazów-wizerunków), które w historii kultury powracają i regularnie się powtarzają. Gest artystyczny (twórczość) obłaskawia je, pomaga sobie z nimi radzić. Obrazy, które są trudne (np. śmierci) są przestrzenią spotkania reżysera i widza w obrębie wspólnego doświadczenia – nie pozwalają jednak na pełne oswojenie, gdyż prowadzą w samo sedno przerażenia oraz wyzwalają emocje. Reżyser nie zgadza się na udzielenie pomocy w interpretacji, zmuszając widza do aktywności. Można powiedzieć, że film prowokuje do dialogu, ale odwołanie się do ostatecznej instancji, jaką miałby być autor, zostało uniemożliwione. I bardzo dobrze! Widać, że Haneke gra swoim wizerunkiem, dając nam ciągle możliwość odczytania filmów przez pryzmat jego osobistych odczuć, aczkolwiek umiejscawia je na planie wspólnego doświadczenia. Na przykład wtedy, kiedy mówi, że boi się śmierci. Jakby z jednej strony chciał powiedzieć, że jego filmy nie są ekshibicjonistyczne, a z drugiej, że są ważne, ponieważ są osobiste. Sprzeczność? Nie do końca. Na pewno Haneke wciąż jest artystą, który uchronił swoją prywatność od blasku fleszy. Będąc jednocześnie osobą rozpoznawalną, uchylił rąbka tajemnicy swojej osobowości. Nadal jest jednak w czołówce twórców wyzyskujących sprzeczności i napięcia, które składają się na ich wizerunek. Kto pozostał? Terrence Malick? Cormac McCarthy? W przypadku filmu Montmayeura na szczęście nie otrzymaliśmy wstępu do umysłu twórcy. Reżyser zyskał nową twarz, nie tracąc poprzedniej. Nie rozwiążemy rebusu o nazwie Haneke. Wydaje się jednak, że to trochę za mało na fascynujący film o wybitnym reżyserze.

Mogą Ci się spodobać

Dodaj komentarz